Potem (czego już nie było na obrazie) jeden z nich padł, uderzony kulą w głowę. Byłto Wokulski. Panna Izabela nawet nie poszła na jego pogrzeb, nie chcąc zdradzić się ze wzruszeniem. Ale w nocy parę razy płakała. Żal jej było tego nadzwyczajnego parweniusza, tego wiernego niewolnika, który swoje zbrodnie względem niej, odpokutował śmiercią dla niej.
Zasnęła dopiero o siódmej rano i spała jak drewno do południa. Przed samą dwunastą obudziło ją nerwowe pukanie do drzwi sypialni.
— Kto tam?
— Ja — odpowiedział jej ojciec radosnym głosem! — Wokulski nietknięty, baron raniony w twarz.
— Czy tak?...
Miała migrenę, więc została w łóżku do czwartej po południu. Była kontenta, że baron został ranny, a zdziwiona, że opłakany przez nią Wokulski nie zginął.
Wstawszy tak późno, panna Izabela wyszła przed obiadem na krótki spacer w aleje.
Widok pogodnego nieba, pięknych drzew, przelatujących ptaków i wesołych ludzi, zatarł ślady jej nocnych przywidzeń; gdy zaś jeszcze z kilku przejeżdżających powozów spostrzeżono ją i powitano, w sercu jej ocknęło się zadowolenie.
„Jednakże Pan Bóg jest łaskawy — myślała — gdy ocalił człowieka, który może się nam przydać.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/435
Ta strona została uwierzytelniona.