gresu, a żydzi — o ogoleniu do reszty nas... — opowiadał młody artysta, piękny jak serafin, zręczny — jakby uciekł z żurnala krawców.
Zawiązał Wokulskiemu ręcznik na szyi i mydląc mu policzki z szybkością piorunu, mówił dalej:
— W mieście, panie, cicho do czasu, a zresztą nic. Byłem wczoraj z towarzystwem na Saskiej Kępie, ale cóż to, panie, za ordynaryjna młodzież!... Pokłócili się w tańcu i proszę mego pana, wyobrazić sobie... Główkę trochę wyżej s’il vous plait...
Wokulski podniósł głowę trochę wyżej i zobaczył, że jego operator nosi złote spinki, przy bardzo brudnych mankietach.
— Pokłócili się w tańcu — ciągnął elegant błyskając mu brzytwą przed oczyma — i, proszę sobie wyobrazić, że jeden chcąc kropnąć drugiego w wystawę — uderzył damę!... Zrobił się hałas... pojedynek... Mnie naturalnie wybrano na sekundanta i właśnie byłem dziś w kłopocie, bom miał tylko jeden pistolet, kiedy, przed półgodziną, przychodzi do mnie obrażający i mówi, że nie głupi strzelać się, i że obrażony — może mu oddać, byle tylko raz... Główkę na prawo, s'il vous plait... No, wie pan, byłem tak oburzony (przed półgodziną), że porwałem faceta za galeryjkę, kolanem w antresolę i — won! za drzwi. Z takim błaznem strzelać się niepodobna, n'est-ce pas?... Teraz na lewo, s’il vous plait.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/018
Ta strona została uwierzytelniona.