Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

w kremowej sukni, z pąsową różą przy ramieniu, a potem — innej damie wysokiej i czarno ubranej, która patrzyła na niego z przestrachem. Przynajmniej tak mu się zdawało.
Dopiero po chwili spostrzegł, że damą w kremowej sukni była panna Izabela. Siedziała na fotelu, z nieporównanym wdziękiem pochylona w jego stronę, i, łagodnie patrząc mu w oczy, mówiła:
— Ojciec mój, jako pański wspólnik, będzie musiał odbyć długą praktykę, zanim potrafi zadowolnić pana. W jego imieniu, proszę o pobłażliwość.
Wyciągnęła rękę, której Wokulski ledwie śmiał dotknąć.
— Pan Łęcki — odparł, — jako wspólnik, potrzebuje mieć tylko zaufanego adwokata i buchaltera, którzy, co pewien czas, skontrolują rachunki. Reszta należy do nas.
Zdawało mu się, że powiedział coś bardzo głupiego i zarumienił się.
— Pan musi mieć dużo zajęcia przy takim magazynie... — wtrąciła czarno ubrana panna Florentyna i przestraszyła się jeszcze mocniej.
— Nie tak wiele. Do mnie należy dostarczanie funduszów obrotowych i zawiązywanie stosunków z nabywcami i odbiorcami. Rodzajem zaś towaru i oceną jego wartości, zajmuje się administracya sklepu.