Przeszli do jadalnego pokoju, gdzie na środku stał okrągły stół, nakryty na cztery osoby. Wokulski znalazł się przy nim, między panną Izabelą i jej ojcem, naprzeciw panny Florentyny. Już był zupełnie spokojny, tak spokojny, że aż go to przerażało. Opuścił go szał miłości i nawet pytał sam siebie: czy ona jest kobietą, którą kochał?... Bo czy podobna, kochać się, tak, jak on, i, siedząc o krok od przyczyny swego obłędu, czuć taką ciszę w duszy, tak niezmierną ciszę?... Myśl miał tak swobodną, że nietylko dokładnie widział każde drgnienie fizyognomij swoich współbiesiadników, ale jeszcze, (co już było zabawne), patrząc na pannę Izabelę, robił sobie następujący rachunek:
„Suknia. Piętnaście łokci surowego jedwabiu po rublu — piętnaście rubli... Koronki z dziesięć rubli, a robota z piętnaście... Razem — czterdzieści rubli suknia, ze stopięćdziesiąt rubli kolczyki i dziesięć groszy róża...“
Mikołaj zaczął podawać potrawy. Wokulski, bez najmniejszego apetytu, zjadł kilka łyżek chłodniku, zapił portwejnem, potem spróbował polędwicy i zapił ją piwem. Uśmiechnął się, sam nie wiedząc czemu i w przystępie jakiejś żakowskiej radości, postanowił robić błędy przy stole. Napoczątek, skosztowawszy polędwicy, położył nóż i widelec na podstawce, obok talerza. Panna Florentyna aż drgnęła, a pan Tomasz z wielką werwą począł opowiadać o wieczorze w Tiuileryach, podczas którego,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.