na żądanie cesarzowej Eugenii, tańczył z jakąś marszałkową menueta.
Podano sandacza, którego Wokulski zaatakował nożem i widelcem. Panna Florentyna o mało nie zemdlała, panna Izabela spojrzała na sąsiada z pobłażliwą litością, a pan Tomasz... zaczął także jeść sandacza nożem i widelcem.
„Jacyście wy głupi!“ — pomyślał Wokulski, czując, że budzi się w nim coś, niby pogarda, dla tego towarzystwa. Nadomiar, odezwała się panna Izabela, zresztą, bez cienia złośliwości:
— Musi mnie papa kiedy nauczyć: jak się jada ryby nożem?
Wokulskiemu wydało się to wprost niesmaczne.
„Widzę, że odkocham się tu przed końcem obiadu...“ — rzekł do siebie.
— Moja droga — odpowiedział pan Tomasz córce — niejadanie ryb nożem, to doprawdy przesąd... Wszak mam racyą, panie Wokulski?
— Przesąd?... nie powiem — rzekł Wokulski. — Jestto tylko przeniesienie zwyczaju z warunków, gdzie on jest stosowny, do warunków, gdzie nim nie jest.
Pan Tomasz aż poruszył się na krześle.
— Anglicy uważają to prawie za obrazę... — wydeklamowała panna Florentyna.
— Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widelcem; nasze zaś ryby ościste, może jedliby innym sposobem...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/032
Ta strona została uwierzytelniona.