— Że okoliczności złożyły się w taki sposób... Baron jest człowiekiem dystyngowanym...
Panna Izabela wyciągnęła rękę i zostawiwszy ją na chwilę w rozpalonej dłoni Wokulskiego, rzekła:
— Pomimo niewątpliwej dobroci barona, ja jednak tylko panu dziękuję. Dziękuję... Są przysługi, których się nie prędko zapomina i doprawdy... Tu zaczęła mówić wolniej i ciszej. — Doprawdy, ulżyłby pan memu sumieniu, żądając czegoś, coby zrównoważyło pańską... uprzejmość...
Wokulski puścił jej rękę i wyprostował się na krześle. Był tak odurzony, że nie zwrócił uwagi na ten mały wyraz — „uprzejmość“.
— Dobrze. — odparł. — Jeżeli pani każe, przyznam się nawet... do zasługi. Czy wzamian wolno mi zanieść prośbę do pani?...
— Tak.
— A więc — mówił rozgorączkowany — proszę o jedno: ażebym mógł służyć pani, o ile mi siły starczą. Zawsze i we wszystkiem...
— Panie!... — przerwała z uśmiechem panna Izabela — ależ to jest podstęp. Ja chcę spłacić jeden dług, a pan chce mnie zmusić do zaciągania nowych. Czy to właściwe?...
— Co w tem niewłaściwego?... Alboż nie przyjmuje pani usług nawet od posłańców publicznych?...
— Ale im płaci się za to — odpowiedziała, figlarnie patrząc mu w oczy.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/037
Ta strona została uwierzytelniona.