Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/038

Ta strona została uwierzytelniona.

— I ta tylko jest między mną i nimi różnica, że im płacić potrzeba, a mnie nie wypada. Nawet nie można.
Panna Izabela kręciła głową.
— To, o co proszę — mówił dalej Wokulski — nie przechodzi granicy najzwyklejszych stosunków ludzkich. — Panie zawsze rozkazujecie — my zawsze spełniamy, oto wszystko. Ludzie należący do tej co i pani sfery towarzyskiej, wcale nie potrzebowaliby prosić o podobną łaskę; dla nich jest ona codziennym obowiązkiem, nawet prawem. Ja zaś dobijałem się, a dzisiaj błagam o nią, gdyż spełnianie zleceń pani, byłoby dla mnie pewnym rodzajem nobilitacyi. Boże miłosierny! Jeżeli furmani i lokaje mogą nosić barwy pani, z jakiej racyi ja nie miałbym zasługiwać na ten zaszczyt?
— Ach, o tem pan mówi?... Dawać panu mojej szarfy nie potrzebuję; pan sam wziął ją gwałtem. A odbierać?... Już zapóźno, choćby ze względu na list barona.
Znowu podała mu rękę, którą Wokulski ze czcią ucałował. W obocznym pokoju rozległy się kroki i wszedł pan Tomasz, wyspany, promieniejący. Jego piękna twarz miała tak serdeczny wyraz, że Wokulski pomyślał:
„Nędznikiem będę, jeżeli twoje 30 tysięcy rubli, poczciwcze, nie przyniosą ci dziesięciu tysięcy rocznie“.
Jeszcze z kwadrans posiedzieli we troje, roz-