kulski, poznając w płaczącym starego inkasenta Obermana.
— Zgubił czterysta kilkadziesiąt rubli — odparł Rzecki surowo. — Naturalnie, że nie było nadużycia, głowę dam za to; ale i firma tracić nie może, tembardziej, że pan Oberman ma u nas kilkaset rubli oszczędności. Jedno więc z dwojga — prawił rozdrażniony Rzecki — albo pan Oberman zapłaci, albo pan Oberman straci miejsce... Piękne robilibyśmy interesa, mając wszystkich takich inkasentów, jak pan Oberman...
— Zapłacę panie — mówił, szlochając inkasent — zapłacę, ale niech mi pan rozłoży choć na parę lat. — Toż te pięćset rubli co mam u panów, to mój cały majątek. Chłopiec skończył szkoły i chce uczyć się na doktora, a i starość za pasem... Bóg i pan wie, co się człowiek napracuje, nim zbierze taki grosz... Musiałbym się drugi raz urodzić, ażeby znowu go zebrać...
Klejn i Lisiecki, obaj ubrani, czekali na wyrok pryncypała.
— Tak — odezwał się Wokulski — firma nie może tracić. Oberman zapłaci.
— Słucham pana — wyszeptał nieszczęśliwy inkasent.
Panowie Klejn i Lisiecki pożegnali się i wyszli. Za nimi, wzdychając, zabierał się i Oberman do opuszczenia sklepu. Lecz gdy zostali tylko we trzech, Wokulski dodał szybko:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/042
Ta strona została uwierzytelniona.