się u niego jeden dróżnik i stróż i dwa smarowniki. Nawet mu tera kolej pensyi dodała...
Wokulski pożegnał furmana i zaczął się ubierać.
„Chciałbym przespać ten czas, dopóki znowu jej nie zobaczę“ — myślał Wokulski.
Do sklepu nie chciało mu się iść. Wziął jakąś książkę i czytał, postanawiając sobie, między pierwszą i drugą, wybrać się do barona Krzeszowskiego.
O jedenastej w przedpokoju rozległ się dzwonek i trzask otwieranych drzwi. Wszedł służący.
— Jakaś panna czeka...
— Proś do sali — rzekł Wokulski.
W sali zaszeleściła kobieca suknia. Wokulski, stanąwszy na progu, zobaczył swoję Magdalenkę.
Zdumiały go nadzwyczajne zmiany w niej. Dziewczyna była czarno ubrana, miała bladawą, ale zdrową cerę i nieśmiałe spojrzenie. Spostrzegłszy Wokulskiego, zarumieniła się i zaczęła drżeć.
— Niech pani siądzie, panno Maryo — odezwał się, wskazując jej krzesło.
Usiadła na brzegu aksamitnego sprzętu, jeszcze mocniej zawstydzona. Powieki szybko zamykały się jej i otwierały; patrzyła w ziemię, a na rzęsach jej błysnęły krople łez. Inaczej wyglądała przed dwoma miesiącami.
— Więc już pani umie krawiecczyznę, panno Maryo?
— Tak.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/049
Ta strona została uwierzytelniona.