— O wcale nie można... Doktorzy ostro zakazali nie przyjmować nikogo... Pan ciągle w gorączce...
Dwa stoliki do kart, z których jeden miał złamaną nogę, a drugi gęsto zapisane sukno, tudzież kandelabry z niedopałkami świec woskowych, kazały powątpiewać o dokładności patologicznych określeń Konstantego. Mimo to, Wokulski jeszcze dodał mu rubla i odszedł, bynajmniej nie zadowolony z przyjęcia.
„Może baron — myślał — poprostu nie chce mojej wizyty? Ha! w takim razie niech płaci lichwiarzom i zabezpiecza się od nich aż czterema sposobami zamknięć...“
Wrócił do siebie.
Baron istotnie miał zamiar wyjechać na wieś i nie był zdrów, ale i nie tak chory. Rana w policzku goiła mu się bardzo powoli; nie dlatego, ażeby miała być ciężką, ale że organizm pacyenta był mocno podszarpany. W chwili wizyty Wokulskiego, baron był wprawdzie obwiązany, jak stara kobieta na mrozie, ale, nie leżał w łóżku, tylko siedział na fotelu i miał przy sobie nie doktora, ale hrabiego Licińskiego.
Właśnie narzekał przed hrabią na opłakany stan zdrowia.
— Niech dyabli wezmą! — mówił — tak podłe życie. Ojciec zostawił mi wprawdzie pół miliona rubli w dziedzictwie, ale zarazem cztery choroby,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/053
Ta strona została uwierzytelniona.