Bogiem i ludźmi prawnie zaślubionej mi małżonce) za ośmset rubli. Pani Krzeszowska, na złość mnie (nie wiem nawet zaco!) postanowiła koniecznie ją sprzedać. No i trafił się nabywca, pan Wokulski, który korzystając z afektu kobiety, postanowił zarobić na klaczy... dwieście rubli!... dał bowiem za nią tylko sześćset...
— Miał prawo, tek!... — wtrącił hrabia.
— Eh! Boże... Wiem, że miał prawo... Ale człowiek, który dla pokazania się wyrzuca tysiące rubli, a gdzieś w kącie, zarabia na histeryczkach, po dwadzieścia pięć procent, taki człowiek nie jest smaczny... To nie dżentlmen... Zbrodni nie popełnił, ale... jest tak nierówny w stosunkach, jak ktoś, kto rozdając znajomym w prezencie dywany i szale, wyciągałby nieznajomym chustki do nosa. Zaprzeczy pan temu...
Hrabia milczał i dopiero po chwili odezwał się.
— Tek!... Czyto jednak pewne?
— Najpewniejsze. Układy między panią Krzeszowską i tym panem prowadził mój Maruszewicz i wiem to od niego.
— Tek. W każdym razie pan Wokulski jest dobrym kupcem i naszę spółkę poprowadzi...
— Jeżeli was nie okpi...
Tymczasem Konstanty, wciąż stojąc na progu, zaczął z politowaniem kiwać głową, aż, zniecierpliwiony odezwał się:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.