— Mogę kupić, czemu nie — szepnął żyd.
— Ale za 90.000 rubli, nie taniej — wtrącił Wokulski — i przez li-cy-tacyą... — dodał z naciskiem.
— Czemu nie? To nie moje pieniądze!... Chce pan płacić, będzie pan miał konkurentów do licytacyi... Żebym ja miał tyle tysięcy, ile tu, w Warszawie, można wynająć, do każdy interes, bardzo porządne osoby i katoliki, to jabym był bogatszy od Rotszylda.
— Więc będą porządni konkurenci — powtórzył mecenas. — Doskonale. Teraz ja oddam panu Szlangbaumowi pieniądze...
— To nie potrzebne — wtrącił żyd.
— A następnie spiszemy akcik, mocą którego pan S. Szlangbaum zaciąga od wielmożnego S. Wokulskiego dług w kwocie 90.000 rubli i takowy zabezpiecza na nowo nabytej przez siebie kamienicy. Gdyby zaś pan S. Szlangbaum, od d. 1 stycznia 1879 roku, powyższej sumy nie zwrócił...
— I nie wrócę...
— W takim razie kupiona przez niego kamienica po jaśnie wielmożnych Łęckich, przechodzi na własność wielmożnego S. Wokulskiego...
— W tej chwili może przejść... Ja nawet do niej nie zajrzę — odparł żyd, machając ręką.
— Wybornie! — zawołał mecenas. — Na jutro będziemy mieli akcik, a za tydzień... dziesięć dni, kamienicę. Bodajbyś pan tylko nie stracił na niej
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/060
Ta strona została uwierzytelniona.