z kilkunastu tysięcy rubli, szanowny panie Stanisławie.
— Tylko zyskam — odparł Wokulski i pożegnał mecenasa i Szlangbauma.
— Ale, ale... — pochwycił mecenas, odprowadziwszy Wokulskiego do salonu. — Nasi hrabiowie tworzą spółkę, tylko nieco zmniejszają działy i żądają bardzo szczegółowej kontroli interesu.
— Mają racyą.
— Szczególniej ostrożnym okazuje się hrabia Liciński. Nie rozumiem, co się z nim stało?...
— Daje pieniądze, więc jest ostrożny. Dopóki dawał tylko słowo, był śmielszy...
— Nie, nie, nie!.. — przerwał mu adwokat. — W tem coś jest i ja to wyśledzę... Ktoś nam buty uszył...
— Nie wam, ale mnie — uśmiechnął się Wokulski. — W rezultacie, wszystko mi jedno i nawet wcalebym się nie gniewał, gdyby panowie ci nie przystępowali do spółki...
Jeszcze raz pożegnał adwokata i pobiegł do sklepu. Tam znalazło się kilka ważnych interesów, które zatrzymywały go nadspodziewanie długo. Dopiero o wpół do drugiej był w Łazienkach.
Surowy chłód parku, zamiast uspokoić, podniecał go. Biegł tak szybko, że chwilami przychodziło mu na myśl: czy nie zwraca uwagi przechodniów? Wtedy zwalniał kroku i czuł, że niecierpliwość piersi mu rozsadza.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.