— Jak tu nudno! — szepnął, i zawrócił do szosy.
Wsiadł do swego powozu i, przymknąwszy oczy, nasycał się jego lekkiem kołysaniem. Zdawało mu się, że jak ptak siedzi na gałęzi, którą wiatr chwieje wprawo i wlewo, dogóry i nadół, a potem nagle roześmiał się, przypomniawszy sobie, że to lekkie kołysanie kosztuje go około tysiąca rubli rocznie.
„Głupiec jestem, głupiec! — powtarzał. — Poco ja się pnę między ludzi, którzy albo nie rozumieją moich ofiar, albo śmieją się z niezgrabnych wysiłków. Naco mi ten powóz?... Czy nie mógłbym jeździć dorożką, albo tym oto trajkoczącym omnibusem z płóciennemi firankami?...“
Stanąwszy przed domem, przypomniał sobie obietnicę, daną pannie Izabeli, co do owacyi dla Rossiego.
— Naturalnie, że będzie miał owacye, ba! jeszcze jakie... Jutro przedstawienie...
Nad wieczorem posłał służącego do sklepu po Obermana. Siwy inkasent przybiegł natychmiast, z trwogą pytając się w duszy: czy Wokulski, nie rozmyślił się, i nie każe mu zwrócić zgubionych pieniędzy?...
Ale Wokulski przywitał go bardzo łaskawie i nawet zabrał do swego gabinetu, gdzie z pół godziny rozmawiali. O czem?...
Pytanie: o czem Wokulski mógł rozmawiać
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/070
Ta strona została uwierzytelniona.