— Do dyabła! — pomyślał — czyżby Wokulski dyrygował klakierami?
Ale wnet odpędził to nieusprawiedliwione podejrzenie. Rossi bowiem grał znakomicie i klaskali mu wszyscy z równym zapałem. Najmocniej jednak pan Pifke, jowialny fabrykant pierników, który, stosownie do umowy, po trzecim akcie z wielkim hałasem podał Rossiemu album.
Wielki aktor nie kiwnął nawet głową Pifkemu; natomiast złożył głęboki ukłon w kierunku loży, gdzie siedziała panna Izabela, a może — tylko w tym kierunku.
— Przywidzenia!... przywidzenia!... — myślał pan Ignacy, opuszczając teatr po ostatnim akcie. — Stach przecie nie byłby aż tak głupi...
W rezultacie jednak pan Ignacy nie był niezadowolony z pobytu w teatrze. Gra Rossiego podobała mu się; niektóre sceny jak morderstwo króla Dunkana, albo ukazanie się ducha Banka, zrobiły na nim potężne wrażenie, a już całkiem był oczarowany zobaczywszy, jak Makbet bije się na rapiery.
To też wychodząc z teatru nie miał pretensyi do Wokulskiego; owszem zaczął nawet podejrzewać, że kochany Stach tylko dla zrobienia mu przyjemności wymyślił komedyą z wręczeniem podarunku Rossiemu.
— On wie, poczciwy Stach — myślał — że, tylko przynaglony, mogłem pójść na włoskich akto-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.