niecznie powinien zaprezentować się czterem niemcom, którzy, przy bocznym stoliku jedzą pekeflejsz z grochem.
— Dlaczego ja miałbym się im prezentować?... Niech oni mnie się zaprezentują — myślał pan Ignacy.
I w tej chwili opanowała go idea, że tamci czterej panowie powinni mu się zaprezentować, jako starszemu wiekiem, tudzież byłemu oficerowi węgierskiej piechoty, która przecież porządnie biła niemców. Zawołał nawet usługującą dziewczynę, w celu wysłania jej do owych czterech panów jedzących pekeflejsz, gdy wtem muzyka, złożona ze skrzypców, arfy i fortepianu, zagrała... Marsyliankę.
Pan Ignacy przypomniał sobie Węgry, piechotę, Augusta Katza, i czując, że mu łzy nabiegają do oczu, że się lada chwilę rozpłacze, porwał ze stołu swój cylinder zprzed wojny francusko-pruskiej i rzuciwszy na stół rubla, wybiegł z restauracyi.
Dopiero gdy na ulicy owionęło go świeże powietrze, oparł się o słup latarni gazowej i spytał:
— Do dyabła, czyżbym się upił?... Ba! siedm kufli...
Wrócił do domu, starając się iść jak najprościej i teraz dopiero przekonał się, że warszawskie chodniki są nadzwyczaj nierówne: co kilkanaście kroków bowiem musiał zbaczać albo w stronę rynsztoka, albo w stronę kamienic. Potem (dla prze-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/084
Ta strona została uwierzytelniona.