rubli. Jeżeli to się sprawdzi, będzie znakiem, że wszystko inne jest prawdą.
W południe wpadł do sklepu Wokulski i zaczął rozmawiać z Rzeckim, wypytując go o wczorajszy teatr i o to: dlaczego uciekł z pierwszego rzędu krzeseł, a album kazał doręczyć Rossiemu przez Pifkego. Ale pan Ignacy miał w sercu tyle żalów i tyle wątpliwości co do swego kochanego Stacha, że odpowiadał mu półgębkiem i z nachmurzoną twarzą.
Więc i Wokulski umilknął i opuścił sklep z goryczą w duszy.
„Wszyscy odwracają się odemnie — mówił sobie — nawet Ignacy... Nawet on... Ale ty mi to wynagrodzisz!... — dodał już na ulicy, patrząc w stronę Alei Ujazdowskiej.“
Po wyjściu Wokulskiego ze sklepu, Rzecki ostrożnie wypytał się „panów“, w którym sądzie i o której godzinie odbywają się licytacye domów? Potem uprosił Lisieckiego o zastępstwo na jutro między dziesiątą zrana a drugą po południu i z podwójną gorliwością zabrał się do swoich rachunków. Machinalnie (choć bez błędu) dodawał długie jak Nowy Świat kolumny cyfr, a w przerwach myślał:
„Dzisiaj zmarnowałem blisko godzinę, jutro zmarnuję z pięć godzin, a wszystko dlatego, że Stach więcej ufa Szlangbaumom, aniżeli mnie... Naco jemu kamienica?... Po jakiego dyabła wdaje
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.