Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

stała ani panną, ani wdową... Okropny los!... Utrzymywać cały dom z haftu, z gry na fortepianie, z lekcyi angielskiego... pracować cały dzień jak wół i, jeszcze nie mieć męża... Biedne te kobiety!... Mybyśmy, panie Ignacy, tak długo nie wytrwali w cnocie, co?... O, waryat stary...
— Kto waryat? — spytał Rzecki, zdziwiony nagłem przejściem w rozmowie.
— Któżby, jeżeli nie Wokulski — odparł Mraczewski. — Suzin jedzie do Paryża i chce go gwałtem zabrać, bo ma tam robić jakieś ogromne zakupy towarów. Nasz stary nie zapłaciłby grosza za podróż, miałby książęce życie, bo Suzin, im dalej od żony, tem szerzej rozpuszcza kieszeń... Eh! i jeszcze zarobiłby z dziesięć tysięcy rubli.
— Stach... to jest nasz pryncypał, zarobiłby z dziesięć tysięcy? — spytał Rzecki.
— Naturalnie. Ale cóż, kiedy tak już zgłupiał...
— No, no... panie Mraczewski!... — zgromił go pan Ignacy.
— Ale słowo honoru, że zgłupiał. Bo przecież wiem, że jedzie na wystawę do Paryża i to lada tydzień...
— Tak.
— Więc nie wolałby jechać z Suzinem, nic nie wydać i jeszcze tyle zarobić?... Przez dwie godziny błagał go Suzin: „jedź ze mną, Stanisławie“, prosił, kłaniał się i nanic... Wokulski, nie i nie!... Mówił, że ma tutaj jakieś interesa...