Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

„Powiedz mi pan, panie Rzecki, jakito porządny kupiec wałęsa się o tej porze po mieście? Pan jesteś taki kupiec, jak ja baletnik...“
I pan Ignacy czuje, że nie może nic odpowiedzieć surowemu sędziemu. Rumieni się, potnieje i już chce wracać do swoich ksiąg (w taki jednakże sposób, ażeby go zobaczył Nowicki), gdy nagle, widzi przed sobą dawny pałac Paca.
„Tu będzie licytacya!“ — mówi pan Ignacy i zapomina o skrupułach. Olbrzym z brodą, w żółtym jedwabnym kitlu, rozpływa się przed oczyma jego duszy jak mgła.
Rozejrzawszy się w sytuacyi, pan Ignacy przedewszystkiem spostrzega, że do gmachu sądowego prowadzą dwie olbrzymie bramy i dwoje drzwi. Następnie widzi cztery różnej wielkości gromady starozakonych z minami bardzo poważnemi. Pan Ignacy nie wie dokąd iść; idzie jednak do tych drzwi, przed któremi stoi najwięcej starozakonnych, domyślając się, że tam właśnie odbywa się licytacya.
W tej chwili przed gmach sądu zajeżdża powóz, a w nim pan Łęcki. Pan Ignacy nie może pohamować czci dla jego pięknych, siwych wąsów i podziwu dla jego humoru. Pan Łęcki bowiem nie wygląda tak, jak bankrut, któremu licytują kamienicę, ale jak milioner, który przyjechał do rejenta, ażeby podnieść drobną sumę stu kilkudziesięciu tysięcy rubli.