to znaczy, że Stach nie zapłaci za niego 90.000 rubli“.
Wtem ktoś lekko dotyka jego ramienia. Pan Ignacy ogląda się i widzi za sobą starego Szlangbauma.
— Czy może pan mnie szuka? — pyta sędziwy żyd, bystro patrząc mu w oczy.
— Nie, nie... — odpowiada zmięszany pan Ignacy.
— Pan nie ma do mnie żaden interes?... — powtarza Szlangbaum, mrugając czerwonemi powiekami.
— Nie, nie...
— Git! — mruczy Szlangbaum i odchodzi między swoich współwyznawców.
Panu Ignacemu robi się zimno: obecność Szlangbauma w tem miejscu, budzi w nim nowe podejrzenie. Aby je rozproszyć, pan Ignacy pyta stojącego przy drzwiach woźnego: gdzie odbywają się licytacye? Woźny wskazuje mu schody.
Pan Ignacy biegnie na górę i wpada do jednej sali. Uderza go tłum starozakonnych, słuchających z największem skupieniem jakiejś mowy. Rzecki poznaje, że w tej chwili toczy się tu sprawa przed sądem, że przemawia prokurator i że chodzi o grube oszustwo. W sali jest duszno; mowę prokuratora tłumi nieco hałas dorożek. Sędziowie wyglądają jakby drzemali, adwokat ziewa, oskarżony ma minę jakby chciał oszukać sąd najwyższej instancyi,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/105
Ta strona została uwierzytelniona.