Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

Kupferman, co już przez dwa lata grosza od pana nie widział, choć ma wyrok.
Okazały pan uderza ręką w stół marmurowy i chce wychodzić. Zgarbiony żyd chwyta go za połę surduta, znowu sadza na krześle i ofiaruje sześć rubli gotówką.
Po kilkuminutowym targu, strony godzą się na ośm rubli, z których siedm będą wypłacone po licytacyi, a rubel natychmiast. Żyd opiera się, ale majestatyczny pan jednym argumentem rozcina jego wahania:
— Przecież, do dyabła, muszę oddać za herbatę i ciastka!
Żyd wzdycha, z zatłuszczonej portmonetki wydobywa najbardziej podarty papierek i wyprostowawszy go, kładzie na marmurowym stole. Następnie wstaje i leniwie opuszcza ciemny pokoik, a pan Ignacy, przez dziurkę gazety, poznaje w nim starego Szlangbauma.
Pan Ignacy śpiesznie dopija czekoladę i ucieka z cukierni na ulicę. Już obrzydła mu licytacya, której ma pełne uszy i pełną głowę. Chce w jakiś sposób przepędzić zbywający mu czas i spostrzegłszy otwarty kościół kapucynów, kieruje się do niego, będąc pewnym, że w świątyni znajdzie spokój, przyjemny chłodek, a nadewszystko, że tam przynajmniej nie usłyszy o licytacyi.
Wchodzi do kościoła i istotnie znajduje ciszę i chłód, a nadto, nieboszczyka na katafalku oto-