czonego świecami, które się jeszcze nie palą i kwiatami, które już nie pachną. Od pewnego czasu pan Ignacy nie lubi widoku trumny, więc skręca nalewo i widzi klęczącą na posadzce w czarnym stroju kobietę. Jestto baronowa Krzeszowska, kornie zgięta ku ziemi; bije się w piersi i cochwila podnosi chustkę do oczu.
„Jestem pewny, iż modli się o to, ażeby dom Łęckiego poszedł za 60.000 rubli“ — myśli pan Ignacy. — Lecz, że i widok pani Krzeszowskiej nie wydaje mu się ponętnym, więc cofa się na palcach i przechodzi na prawą stronę kościoła.
Tu znajduje się tylko parę kobiet: jedna półgłosem odmawia różaniec, druga śpi. Zresztą nikogo więcej, tylko zpoza filaru wychyla się średniego wzrostu mężczyzna, energicznie wyprostowany pomimo siwych włosów i szepcący modlitwę z zadartą głową.
Rzecki poznaje w nim pana Łęckiego i myśli:
„Jestem pewny, iż ten prosi Boga, ażeby jego dom poszedł za 120.000 rubli...“
Potem śpiesznie opuszcza kościół, zastanawiając się: w jaki też sposób dobry Bóg zadowolni sprzeczne żądania pani baronowej Krzeszowskiej i pana Tomasza Łęckiego?
Nie znalazłszy czego szukał ani w cukierni, ani w kościele, pan Ignacy zaczyna spacerować po ulicy, niedaleko sądowego gmachu. Jest bardzo zmięszany; zdaje mu się, że każdy przechodzień
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.