Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

ważnego aktu, pan Łęcki robi się naprzemian blady i fioletowy, a pani Krzeszowska cochwilę podnosi do nosa kryształowy flakonik w złotej oprawie.
— Znam ten dom! — wykrzykuje nagle jegomość w szafirowych okularach z miną zakrystyana. — Znam ten dom!... Z zamkniętemi oczami wart sto dwadzieścia tysięcy rubli...
— Co pan zawracasz! — odzywa się stojący obok baronowej Krzeszowskiej pan z fizyognomią łajdaka. — Coto za dom?... Rudera... trupiarnia!...
Pan Łęcki robi się bardzo fioletowy. Kiwa na zakrystyana i pyta go szeptem:
— Kto jest tamten łotr?...
— Tamten?... — pyta zakrystyan. — To szubrawczyna!... Niech pan hrabia nie zważa na niego.. — I mówi na cały głos: — Słowo honoru, za ten dom śmiało można dać sto trzydzieści tysięcy...
— Kto jest ten nikczemnik? — pyta baronowa jegomościa z łajdacką miną. — Kto jest ten w niebieskich okularach?...
— Tamten?... — odpowiada zapytany. — To znany szubrawiec... niedawno siedział na Pawiaku... Niech pani na niego nie zważa... Plunąć nie warto...
— Cicho tam!... — woła urzędowy głos od stołu.
Zakrystyan mruga na pana Łęckiego, uśmiecha-