pierów siedział Wokulski, bez surduta i kamizelki i pisał.
— Aha!... — zawołał podnosząc głowę na widok Rzeckiego. — Nie gniewasz się, że ci tu gospodaruję jak u siebie?
— Pryncypał robi ceremonie!... — odezwał się z przekąsem pan Ignacy. — Jest tu list od... tych... od Łęckich...
Wokulski spojrzał na adres, gorączkowo rozerwał kopertę i czytał... czytał... Raz, drugi i trzeci przeczytał list. Rzecki coś przewracał w swojem biurku, a spostrzegłszy, że jego przyjaciel skończył już czytanie i zamyślony, oparł głowę na ręku, rzekł suchym tonem:
— Jedziesz dziś do Paryża z Suzinem?
— Ani myślę.
— Słyszałem, że to jakiś wielki interes... Pięćdziesiąt tysięcy rubli...
Wokulski milczał.
— Więc jedziesz jutro, albo pojutrze, bo podobno Suzin ma na twój przyjazd zaczekać parę dni?
— Nie wiem jeszcze, kiedy pojadę.
— To źle, Stachu. Piędziesiąt tysięcy rubli, to majątek; szkoda go tracić... Jeżeli dowiedzą się, że wypuściłeś z rąk taką sposobność...
— Powiedzą, żem zwaryował — przerwał mu Wokulski.
Znowu zamilkł i nagle odezwał się:
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.