dział Szlangbaum i, nisko ukłoniwszy się panu Tomaszowi, wyszedł z pokoju.
— Co za przykra farsa! — odezwał się po chwili pan Tomasz. — Istotnie wypowiedziałem w sklepie parę gorzkich wyrazów o starym Szlangbaumie, ale pod słowem, nie wiedziałem, że jego syn tu jest... Zwróci mi dom za siedmdziesiąt tysięcy, za który dał dziewięćdziesiąt... Paradny!... Cóż ty na to, panie Stanisławie?...
— Może dom naprawdę wart tylko... dziewięćdziesiąt... — nieśmiało odpowiedział Wokulski.
Pan Tomasz zaczął zapinać na sobie odzież i krawat.
— Dziękuję ci, panie Stanisławie — mówił — i za pomoc i zajęcie się mojemi interesami... Co za farsa z tym Szlangbaumem!... Ale... ale... Belcia prosi cię jutro na obiad... Pieniądze odbierz od adwokata naszego księcia, a co do procentu, który będziesz łaskaw...
— Wypłacę go natychmiast zgóry za pół roku.
— Bardzo ci wdzięczny jestem — ciągnął pan Tomasz, całując go w oba policzki. — No, do widzenia zatem, do jutra... A nie zapomnij o obiedzie...
Wokulski wyprowadził go przez podwórze do bramy, gdzie już czekał powóz.
— Straszny upał! — mówił pan Tomasz, z trudnością, przy pomocy Wokulskiego, siadając do powozu. — Cóż znowu za farsa z tymi żydami?...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.