Zacny ten Wokulski!... Nie miałem pojęcia o podobnej szlachetności... A gdybyś wiedziała, jak on mnie dziś pielęgnował...
— Dlaczego pielęgnował?...
— Miałem mały atak z gorąca i irytacyi...
— Jaki atak?...
— Krew uderzyła do głowy... ale to już przeszło... Podły żyd... no, ale Wokulski — powiadam ci, że to coś nadludzkiego...
Zaczął płakać.
— Papo, co tobie?... Ja poszlę po doktora... — zawołała panna Izabela, klękając przed fotelem.
— Nic, nic... uspokój się... Pomyślałem tylko, że gdybym umarł, Wokulski jest jedynym człowiekiem, któremu mogłabyś zaufać...
— Nie rozumiem...
— Chciałaś powiedzieć: nie poznajesz mnie, prawda?... Dziwi cię to, że twój los mógłbym powierzyć kupcowi?... Ale widzisz.. kiedy w nieszczęściu jedni sprzysięgli się przeciw nam, inni opuścili nas, on pośpieszył z pomocą, a może mi nawet życie uratował... My, apoplektycy, niekiedy bardzo blisko ocieramy się o śmierć... Więc gdy mnie cucił, pomyślałem, ktoby się tobą uczciwie zaopiekował? Bo nie Joasia, ani Hortensya, ani nikt... Tylko majętne sieroty znajdują opiekunów...
Panna Izabela, spostrzegłszy, że ojciec stopniowo odzyskuje siły i władzę nad sobą, powstała z klęczek i usiadła na szeslągu.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.