— Zatem ojcze, jakąż rolę przeznaczasz temu panu? — spytała chłodno.
— Rolę?... — powtórzył, przypatrując się jej uważnie. — Rolę... doradcy... przyjaciela domu... opiekuna... Opiekuna tego mająteczku, jakiby ci pozostał...
— O pod tym względem ja go już dawniej oceniłam. Jestto człowiek energiczny i przywiązany do nas... Zresztą mniejsza z tem — dodała po chwili. — Jakże papo skończył z kamienicą?
— Mówię ci jak. Łotr żyd dał 90 tysięcy, więc nam zostało trzydzieści. A że poczciwy Wokulski będzie mi płacił od tej sumy dziesięć tysięcy... Trzydzieści trzy procent wyobraź sobie.
— Jakto trzydzieści trzy? — przerwała panna Izabela. — Dziesięć tysięcy, to dziesięć procent...
— Ale gdzież znowu! Dziesięć od trzydziestu, to znaczy trzydzieści trzy procent. Wszakże procent znaczy: pro centum — „za sto“, rozumiesz?
— Nie rozumiem — odpowiedziała panna Izabela, potrząsając głową. — Rozumiem, że dziesięć, to znaczy dziesięć; ale jeżeli w języku kupieckim dziesięć nazywa się trzydzieści trzy, to niech i tak będzie.
— Widzisz, że nie rozumiesz. Zaraz wyjaśniłbym ci to, ale — takim znużony, że się trochę prześpię...
— Może posłać po doktora? — spytała panna Izabela, podnosząc się z siedzenia.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.