— Boże uchowaj!... — zawołał pan Tomasz i zatrząsł rękoma. — Niechbym się tylko wdał w doktorów, a z pewnościąbym nie żył...
Panna Izabela nie nalegała dłużej; ucałowała ojca w rękę i w czoło i poszła do swego buduaru, głęboko zadumana.
Niepokój, trapiący ją od kilku dni: jak się skończy licytacya? opuścił ją tak, że śladu nie zostało po nim. Więc mają jeszcze dziesięć tysięcy rubli rocznie i trzydzieści tysięcy rubli gotówką?... Zatem pojadą na wystawę paryską, potem może do Szwajcaryi, a na zimę znowu do Paryża. Nie!... Na zimę wrócą do Warszawy, ażeby znowu otworzyć dom. I jeżeli znajdzie się jaki majętny człowiek, niestary i niebrzydki (jak naprzykład baron albo marszałek... br!...), wreszcie nie parweniusz i niegłupi... (No, głupi może sobie być; w ich towarzystwie mądrym jest tylko Ochocki, a i to dziwak!). Jeżeli znajdzie się taki epuzer — panna Izabela zdecyduje się ostatecznie...
„Wyborny jest papa z tym Wokulskim!“ — myślała panna Izabela, chodząc tam i napowrót po swoim gabinecie.
Wokulski moim opiekunem!... Wokulski może być bardzo dobrym doradcą, plenipotentem, zresztą opiekunem majątku... Ale tytuł opiekuna może nosić tylko książe, zresztą nasz kuzyn i dawny przyjaciel rodziny!...
Wciąż chodziła po pokoju tam i napowrót ze
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.