Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

skrzyżowanemi na piersiach rękoma i nagle przyszło jej na myśl: zkąd ojciec tak dziś rozczulił się nad Wokulskim?... Jaką czarodziejską siłą, ten człowiek, pozyskawszy całe jej otoczenie, obecnie zdobył już ostatnią pozycyą, ojca!... Ojciec, pan Tomasz Łęcki, płakał... On, z którego oczu, od śmierci matki nie stoczyła się ani jedna łza...
„Muszę jednak przyznać, że jestto bardzo dobry człowiek — rzekła w sobie. — Rossi nie byłby tak zadowolony z Warszawy, gdyby nie troskliwość Wokulskiego. No, ależ moim opiekunem, nawet wrazie nieszczęścia nie będzie... Co do majątku, owszem, niech nim rządzi; ale opiekunem!... Ojciec musi być ogromnie osłabiony, jeżeli wpadł na podobną kombinacyą...“
Około szóstej wieczorem panna Izabela, będąc w salonie, usłyszała dzwonek w przedpokoju, a potem niecierpliwy głos Mikołaja.
— Mówiłem: jutro przyjść, bo dziś pan chory.
— Co ja zrobię, kiedy pan jak ma pieniądze, to jest chory, a jak jest zdrów, to nie ma pieniędzy?... — odpowiedział inny głos, nieco zacinający z żydowska.
W tej chwili rozległ się w przedpokoju szelest kobiecej sukni i wbiegła panna Florentyna, mówiąc:
— Cicho!... na Boga cicho!... — Niech pan Szpigelman przyjdzie jutro... Przecież pan Szpigelman wie, że są pieniądze...