Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ile?
— Zbierze się może z ośmset rubli...
— Dostanie pan jutro.
— Przepraszam pannę hrabiankę, ale... ja już od pół roku co tydzień dostaję same tylko jutro, a nie widzę, ani procentu, ani kapitału.
Panna Izabela poczuła brak oddechu i ściskanie serca. Wnet jednakże zapanowała nad sobą.
— Pan wiesz, że ojciec mój odbiera 30 tysięcy rubli... Prócz tego — (mówiła sama nie wiedząc dlaczego!) — będziemy mieli dziesięć tysięcy rubli rocznie.. Pańska sumka przepaść nie może, chyba pan rozumie...
— Zkąd dziesięć?... — spytał żyd i zuchwale podniósł głowę.
— Jakto zkąd? — odparła oburzona. — Procent od naszego majątku...
— Od trzydziestu tysięcy?... — wtrącił żyd z uśmiechem, myśląc, że chcą go wyprowadzić w pole.
— Tak.
— Przepraszam pannę hrabiankę — ironicznie odparł Szpigelman — ja dawno robię pieniędzmi, ale takiego procentu nigdy nie widziałem. Od trzydziestu tysięcy, pan hrabia może mieć trzy tysiące i jeszcze na bardzo niepewnej hipotece. Ale, co mnie do tego... Mój interes jest, żebym ja odebrał moje pieniądze. Bo jak jutro przyjdą inni, to oni znowu będą lepsi od Dawida Szpigelmana, a jak