rozum. Baron, widzisz, utrzymuje jakąś spółkę z lichwiarzami, a fortuna marszałka urosła głównie ze szczęśliwych pogorzeli, no... i trochę z handlu bydłem w czasie wojny sewastopolskiej...
— Więc tacy są moi konkurenci?... — szepnęła panna Izabela.
— To nic nie znaczy, Belu!... Mają pieniądze i duży kredyt, a to główna rzecz — uspakajał ją pan Tomasz.
Panna Izabela potrząsnęła głową, jakby chcąc odpędzić przykre myśli.
— Więc my, papo, już nie pojedziemy do Paryża...
— Dlaczego, moje dziecko, dlaczego?...
— Jeżeli papo zapłaci pięć albo sześć tysięcy tym żydom...
— Oto się nię lękaj. Poproszę Wokulskiego, ażeby wystarał mi się o taką sumę, na sześć albo na siedem procent i będziemy płacili na jej rzecz jakieś czterysta rubli rocznie. No, a mamy przecie dziesięć tysięcy...
Panna Izabela zwiesiła głowę i cicho przebierając palcami po stole, dumała.
— Czy ty, ojcze — rzekła po namyśle — nie obawiasz się Wokulskiego?...
— Ja?... — krzyknął pan Tomasz i pięściami uderzył się w piersi. — Ja obawiam się Joasi, Hortensyi, nawet naszego księcia i zresztą ich wszystkich razem, ale nie Wokulskiego. Gdybyś wi-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.