— Ach, moje dziecko, tylko nie baw się ze mną w dyplomatkę. Panna w twoim wieku już powinna wyjść zamąż, a nadewszystko nie powtarzać dawnych błędów. Kazio jest wyborną partyą: nieprędko sprzykrzy ci się, no... a gdyby się sprzykrzył, to... już będzie mężem i na wiele rzeczy mosi być pobłażliwym, tak jak i ty dla niego. Gdzież ojciec?
— Ojciec trochę niezdrów...
— Wielki Boże!... Chyba zanadto wzruszyło go niespodziewane szczęście...
— Ojciec właśnie zachorował z gniewu na tego żyda...
— On wiecznie w złudzeniach! — odparła hrabina, podnosząc się z kanapy. — Wstąpię do niego na chwilę i pogadam o waszych wakacyach. Co zaś do ciebie, Belu, spodziewam się, że potrafisz skorzystać z czasu.
Po półgodzinnej, poufnej konwersacyi z panem Tomaszem, hrabina pożegnała siostrzenicę, jeszcze raz polecając jej Starskiego.
Około dziewiątej pan Tomasz, wbrew zwyczajowi poszedł spać, a panna Izabela wezwała do swego pokoju na rozmowę kuzynkę Florentynę.
— Wiesz, Floro — rzekła, siadając wpół leżącej pozycyi na szeslągu — powrócił Kazio Starski i jutro ma być u nas.
— Aaa!... — szepnęła panna Florentyna, jakby wypadek ten był już jej wiadomy. — Więc
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.