nie gniewa się?... — spytała, akcentując ostatni frazes.
— Zapewne... Zresztą, nie wiem... — uśmiechnęła się panna Izabela. — Ciotka mówi, że jest bardzo piękny...
— I zadłużony... Ale cóżto szkodzi. Kto dzisiaj niema długów!...
— Cóżbyś powiedziała Floro, gdybym...
— Gdybyś za niego wyszła?... Naturalnie powinszowałabym wam obojgu. Ale co na to powie baron, marszałek, Ochocki, a nadewszystko... Wokulski?...
Panna Izabela podniosła się gwałtownie.
— Moja droga, zkądże znowu przychodzi ci do głowy ten... Wokulski?...
— Nie mnie on przychodzi do głowy — odparła panna Florentyna, skubiąc taśmę swego stanika — tylko przypominam sobie, coś mi mówiła jeszcze w kwietniu... że ten człowiek od roku ścigał cię spojrzeniami, że osacza cię ze wszystkich stron...
Panna Izabela roześmiała się.
— Ach, pamiętam!... Rzeczywiście tak mi się wówczas zdawało... Dziś jednak, kiedym go poznała trochę lepiej, widzę, że nie należy do tej kategoryi ludzi, których można się lękać. Uwielbia mnie pocichu, to prawda; ależ tak samo będzie mnie uwielbiał nawet wówczas, gdybym wyszła za...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.