Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

na drugiem. — Ja, conajwyżej, mogę mu tego nie brać za złe, że staje do licytacyi mego majątku... Chociaż miałbym prawo podejrzewać jakiś nieczysty interes w takiem naprzykład... podstawianiu Szlangbauma...
Panna Izabela serdecznie uściskała ojca.
— Tak — rzekła — papo ma racyą. Nie umiałam tylko zdać sobie z tego sprawy. Takie podstawianie żydów przy kupnie najjaśniej dowodzi, że ten pan, bawiąc się w przyjaźń, robi interesa...
— Naturalnie! — potwierdził pan Tomasz. — Czyliżbyś nie miała rozumieć tak prostej rzeczy. Niezły to może człowiek, ale zawsze kupiec... kupiec!...
W przedpokoju rozległo się mocne dzwonienie.
— To pewnie on. Wyjdę, papo, i zostawię panów samych.
Opuściła sypialnią ojca, lecz w przedpokoju, zamiast Wokulskiego zobaczyła aż trzech żydów, głośno rozprawiających z Mikołajem i panną Florentyną. Uciekła do sali i przez myśl przebiegły jej wyrazy:
„Boże!... dlaczego on nie przychodzi...“
W sercu jej kipiała burza uczuć. Panna Izabela, potakując zdaniom ojca, rozumiała jednak, że to nieprawda, co on mówi, że Wokulski nie zrobił na kamienicy interesu, ale stracił i tylko dlatego, ażeby ich wydźwignąć z najfatalniejszej pozycyi. Lecz przyznając to, czuła nienawiść.
— Podły! podły!... — szeptała. — Jak on śmiał...