którzy mają późniejsze weksle. Więc to wyniesie dwa do trzech tysięcy?...
— Tak, tak... No, ale proszę cię, panie Stanisławie, co za fatalność!... Ty, wypłacasz mi za pół roku, pięć tysięcy... Czy byłeś łaskaw przynieść pieniądze?
— Naturalnie.
— Bardzo ci jestem wdzięczny. Cóżto jednak za fatalność, że właśnie w chwili, kiedy mamy z Belcią i... z tobą jechać do Paryża, żydzi wydzierają mi dwa tysiące! Rozumie się z Paryża nic.
— Dlaczego? — rzekł Wokulski. — Ja pokryję należność, a pan nie potrzebuje naruszać swego procentu. Śmiało możecie państwo jechać do Paryża.
— Nieoceniony!... — zawołał pan Tomasz, rzucając mu się w objęcia. — Bo widzisz, mój drogi — dodał, uspokoiwszy się — ja właśnie myślałem, czybyś nie mógł mi zaciągnąć gdzie pożyczki, dla spłacenia żydowskich długów, tak... na... siedm, sześć procent?...
Wokulski uśmiechnął się z finansowej naiwności pana Tomasza.
— Owszem — rzekł, nie mogąc pohamować dobrego humoru — będzie pan miał pożyczkę. Tym żydom oddamy jakieś trzy tysiące rubli, a pan będzie płacił procentu... Ileż pan chce?
— Siedm... sześć,..
— Dobrze — mówił Wokulski — pan będzie
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.