— To też porzucił je — zakończyła niedbale panna Izabela.
— Przynieś mi kapelusz z sali — rzekł do Mikołaja już w drugim pokoju Wokulski.
Mikołaj zabrał kapelusz i zaniósł go do sypialni pana Tomasza. W przedpokoju usłyszał, że Wokulski, oburącz ściskając głowę, szepnął: — „Boże miłosierny!“...
Gdy Wokulski wszedł do pokoju pana Tomasza, lekarzy już nie było.
— No i wyobraź sobie — zawołał pan Łęcki — co za fatalizm!... Konsylium zabroniło mi jechać do Paryża i, pod karą śmierci, kazało wynosić się na wieś. Na honor, nie wiem nawet, gdzie uciec przed temi upałami. Ale i na ciebie także działają, bo jesteś zmieniony... Prawda, jakie to gorące mieszkanie?...
— O tak. Może pozwoli pan — mówił Wokulski, wydobywając z kieszeni gruby pakiet — że oddam pieniądze.
— Ehe... doprawdy...
— Tu jest pięć tysięcy rubli, jako procent do połowy stycznia. Niech pan z łaski swej policzy. A tu jest kwit.
Pan Łęcki kilka razy porachował stos nowych sturublówek i podpisał dokument. Odłożywszy zaś pióro, rzekł:
— Dobrze, to jedno. A teraz co się tyczy długów...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/175
Ta strona została uwierzytelniona.