Bonapartych, dlaczego miałaby uwłaczać Wokulskiemu?...
I właśnie kiedym tak rozmyślał, zaszedł drobny wypadek, który przypomniał mi dzieje pogrzebane od lat kilkunastu, a i samego Stacha przedstawił w innem świetle. Och, on nie jest politykiem; on jest czemś zupełnie innem, z czego sobie nie umiem nawet dobrze zdać sprawy.
Czasem zdaje mi się, że jestto człowiek skrzywdzony przez społeczeństwo. Ale o tem cicho!... Społeczność nikogo nie krzywdzi... Gdyby raz przestano w to wierzyć, Bóg wie, jakie okazałyby się pretensye. Może nawet niktby już nie zajmował się polityką, tylko myślałby o wyrównywaniu rachunków ze swymi najbliższymi. Lepiej więc nie zaczepiać tych kwestyj. (Jak ja dużo gadam na starość, a wszystko nie to, o czem chcę powiedzieć).
Jednego tedy wieczora piję u siebie herbatę (Ir jest wciąż osowiały), aż otwierają się drzwi i ktoś wchodzi. Patrzę, figura otyła, twarz nalana, nos czerwony, łeb siwy. Wącham, czuć w pokoju, jakby wino i stęchliznę.
„Ten szlachcic — myślę — jest albo nieboszczykiem, albo kiprem?... Bo żaden inny człowiek nie będzie pachniał stęchlizną...“
— Cóż u dyabła!... — dziwi się gość. — Takieś już zhardział, że nie poznajesz ludzi?...
Przetarłem oczy. Ależ to żywy Machalski, ki-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.