per od Hopfera!... Byliśmy razem na Węgrzech, później tu, w Warszawie; ale od piętnastu lat nie widzieliśmy się, gdyż on mieszka w Galicyi i ciągle jest kiprem.
Naturalnie, przywitaliśmy się jak bliźnięta, raz, drugi i trzeci...
— Kiedy żeś przyjechał? — pytam.
— Dziś rano — on mówi.
— A gdzieżeś był do tej pory?
— Zajechałem na Dziekankę, ale było mi tak tęskno, żem zaraz poszedł do Lesisza, do piwnicy... To panie piwnice!... żyć, nie umierać...
— Cóżeś tam robił?
— Trochę pomagałem staremu, a zresztą siedziałem. Nie głupim chodzić po mieście, kiedy jest taka piwnica.
Oto prawdziwy kiper dawnej daty!... Nie dzisiejszy elegant, co bestya woli iść na wieczór tańcujący, aniżeli siedzieć w piwnicy. I nawet do piwnicy bierze lakierki... Ginie polska przy takich podłych kupcach!...
Gadu, gadu, przesiedzieliśmy do pierwszej w nocy. Machalski przenocował u mnie, a o szóstej rano znowu poleciał do Lesisza.
— Cóż będziesz robił po obiedzie? — pytam.
— Po obiedzie wstąpię do Fukiera, a na noc wrócę do ciebie — odpowiedział.
Był z tydzień w Warszawie. Nocował u mnie, a dnie spędzał w piwnicach.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.