dawaj, bo jak będę musiał przerwać proces, wszystko zmarnieje. Książki nie wydobędą cię z upodlenia, w jakiem teraz jesteś, tylko proces. Kiedy go wygram i odzyskamy nasze dobra po dziadku, wtedy przypomną sobie, że Wokulscy, stara szlachta i nawet znajdzie się familia... W zeszłym miesiącu wydałeś dwadzieścia złotych na książki, a mnie akurat tyle brakowało na adwokata... Książki!... zawsze książki... Żebyś był mądry, jak Salomon, póki jesteś w sklepie, będą tobą pomiatali, chociażeś szlachcic, a twój dziadek z matki był kasztelanem. Ale jak wygram proces, jak wyniesiemy się na wieś...
— Chodźmy ztąd ojcze — mruknął chłopak, zpodełba patrząc na mnie.
Stary, posłuszny jak dziecko, zawinął swoje papiery w czerwoną chustkę i wyszedł z synem, który musiał go podtrzymywać na schodach.
— Cóżto za odmieńcy? — pytam Machalskiego, który właśnie skończył robotę i usiadł na zydlu.
— Ach!... — machnął ręką. — Stary ma pomieszane klepki, ale chłopak zdatny. Nazywa się Stanisław Wokulski. Bystra bestya!...
— Cóż on zrobił? — pytam.
Machalski objaśnił palcami świecę i nalawszy mi kieliszek wina, mówił:
— On tu jest u nas ze cztery lata. Do sklepu, albo do piwnicy, nie bardzo... Ale mechanik!... Zbudował taką maszynę, co pompuje wodę zdołu
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/197
Ta strona została uwierzytelniona.