Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

Naraz (otwór prowadzący do lochu był w tej samej izbie) widzę, że z piwnicy wydobywa się para czerwonych rąk. Ręce te opierają się o podłogę i tuż za niemi ukazuje się głowa Stacha raz i drugi. Goście i chłopcy w śmiech.
— Aha! — zawołał jeden stołownik — widzisz jak trudno bez schodów wyjść z piwnicy? A tobie zachciewa się odrazu skoczyć ze sklepu do uniwersytetu!... Wyjdźźe, kiedyś taki mądry...
Stach z głębi znowu wysunął ręce, znowu chwycił się za krawędź otworu i wydźwignął się do połowy ciała. Myślałem, że mu krew tryśnie z policzków.
— Jak on się wydobywa... Pysznie się wydobywa!... — zawołał drugi stołownik.
Stach zaczepił nogą o podłogę i po chwili był już w pokoju. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze, tylko zabrał swój tłomoczek i szedł ku drzwiom.
— Cóż to, nie żegnasz się z gośćmi, panie doktor!... — wołali za nim stołownicy Hopfera.
Szliśmy przez ulicę, nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat.
Proroczy wypadek!... bo i do dziś dnia Stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch. I Bóg wie, coby dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek,