— Wokulski tego nie przyjmie — odezwałem się.
Na to pani Małgorzata znowu w płacz. Z rozpaczy po śmierci męża, wpadła nawet w taki gniew zapalczywy, że nazwała mnie ze trzy razy niedołęgą, człowiekiem nieznającym życia, potworem... Nareszcie powiedziała mi, ażebym poszedł precz, gdyż ona sama da sobie radę ze sklepem. Potem przeprosiła mnie i zaklęła na wszystkie sakramenta, abym nie obrażał się za słowa, które jej żal dyktuje.
Od tego dnia bardzo rzadko widywałem się z naszą pryncypałową. W pół roku zaś później, Stach powiedział mi, że... żeni się z panią Małgorzatą Mincel.
Popatrzyłem na niego... Machnął ręką.
— Wiem — powiedział — że jestem świnia. Ale... jeszcze najmniejsza z tych, jakie tu u was cieszą się publicznym szacunkiem.
Po hucznem weselu, na którem (nie wiem nawet, zkąd) znalazło się mnóstwo przyjaciół Wokulskiego, (a jedli bestye!... a pili zdrowie państwa młodych — garncami!...) Stach sprowadził się na górę, do swojej żony. O ile pamiętam, za całą garderobę miał cztery paki książek i naukowych instrumentów, a z mebli — chyba tylko cybuch i pudło na kapelusz.
Subjekci śmieli się (naturalnie po kątach), z nowego pryncypała; mnie zaś było przykro, że Stach, tak odręki, zerwał ze swoją bohaterską przeszło-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/218
Ta strona została uwierzytelniona.