tnych objęciach jejmości. Pobladł, pochylił się, zarzucił swoje uczone książki, a wziął się do czytania gazet i każdą chwilę wolną, przepędzał ze mną, na rozmowie o polityce. Czasami opuszczał sklep przed ósmą i, zabrawszy jejmość, szedł z nią do teatru, albo z wizytą, a nareszcie — zaprowadził u siebie przyjęcia wieczorne, na których zbierały się damy, stare jak grzech śmiertelny, i panowie już pobierający emeryturę i grający w wista.
Stach jeszcze z nimi nie grał; chodził dopiero około stolików i przypatrywał się.
— Stachu — mówiłem nieraz — strzeż się!... Masz czterdzieści trzy lat... W tym wieku Bismark dopiero zaczynał karyerę...
Takie, albo tym podobne wyrazy, budziły go na chwilę. Rzucał się wtedy na fotel i oparłszy głowę na ręku, myślał. Wnet jednak biegła do niego pani Małgorzata, wołając:
— Stasiulku! Znowu się zamyślasz, to bardzo źle... A tam panowie nie mają wina...
Stach podnosił się, wydostawał nową butelkę z kredensu, nalewał wino w ośm kieliszków i obchodził stoły, przypatrując się, jak panowie grają w wista.
W ten sposób, powoli i stopniowo, lew przerabiał się na wołu. Kiedym go widział w tureckim szlafroku, w haftowanych paciorkami pantoflach i w czapeczce z jedwabnym kutasem, nie mogłem wyobrazić sobie, że jest to ten sam Wokulski,
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.