— Panie — zawołał rządca — on, to nic. On mówi, że nie zapłaci, no i nie płaci; ale tamci dwaj nic nie mówią i także nie płacą. To są, panie Rzecki, nadzwyczajni lokatorowie!... Oni jedni nigdy nie robią mi zawodu.
Mimowoli i nie wiem nawet dlaczego, pokręciłem głową, choć przeczuwam, że, gdybym był właścicielem podobnego domu, kręciłbym głową cały dzień.
— Więc tu nikt nie płaci, a przynajmniej nie płaci regularnie? — zapytałem eks-obywatela.
— I niema się czemu dziwić — odparł pan Wirski. — W domu, z którego od tylu lat komorne pobierają wierzyciele, najuczciwszy lokator musi się znarowić. Pomimo to mamy kilku bardzo punktualnych, naprzykład baronowa Krzeszowska...
— Co?... — zawołałem. — Ach, prawda, że baronowa tu mieszka... Chciała nawet kupić ten dom...
— I kupi go — szepnął rządca — tylko panowie, trzymajcie się ostro!... Kupi go, choćby miała oddać cały swój majątek... A niemałyto majątek, choć pan baron mocno go nadszarpnął...
Wciąż stałem na połowie schodów, pod oknem z źółtemi, czerwonemi i niebieskiemi szybami. Wciąż stałem, zapatrzony we wspomnienie pani baronowej, którą widziałem zaledwie kilka razy w życiu i zawsze przedstawiała mi się jako osoba bardzo
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/243
Ta strona została uwierzytelniona.