— Żądam... żądam — mówiła wśród westchnień — żądam, aby mnie nie wypędzano z miejsca, gdzie umarło moje dziecko... i gdzie wszystko mi je przypomina. Nie mogę, no... nie mogę oderwać się od jej pokoju... nie mogę ruszyć jej sprzętów i zabawek... Podłością jest w taki sposób wyzyskiwać niedolę.
— Któż ją wyzyskuje? — spytałem.
— Wszyscy, począwszy od gospodarza, który każe mi płacić 700 rubli...
— A, wybacz pani baronowa! — zawołał rządca. — Siedm pysznych pokoi, dwie kuchnie jak salony, dwie schówki... Niech pani komu odstąpi ze trzy pokoje; przecież są dwa frontowe wejścia.
— Nic nikomu nie odstąpię — odparła stanowczo — gdyż jestem pewna, że mój zbłąkany mąż lada dzień opamięta się i powróci...
— W takim razie trzeba płacić 700 rubli...
— Jeżeli niewięcej... — szepnąłem.
Pani baronowa spojrzała tak, jakby chciała mnie spalić wzrokiem i utopić we łzach: Oj! Coto za setna kobietka... Aż mi zimno, kiedy o niej pomyślę.
— Mniejsza o komorne — rzekła.
— Bardzo rozsądnie! — pochwalił ją Wirski, kłaniając się.
— Mniejsza o pretensye gospodarza... Ale przecież nie mogę płacić 700 rubli za lokal w podobnym domu...
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/250
Ta strona została uwierzytelniona.