— Czego pani baronowa chce od domu? — spytałem.
— Ten dom jest hańbą uczciwych ludzi — zawołała, gestykulując rękoma. Więc nie od siebie, ale w imieniu moralności proszę...
— O co?
— O usunięcie tych studentów, którzy mieszkają nademną, nie pozwalają mi wyjrzeć oknem na podwórze i demoralizują wszystkie...
Nagle zerwała się z kanapy.
— O! słyszy pan? — rzekła, wskazując na drzwi, które prowadziły do pokoju od strony dziedzińca.
Istotnie usłyszałem głos ekscentrycznego brunecika, który z trzeciego piętra wołał:
— Marysiu!... Marysiu, chodź do nas...
— Marysiu! — krzyknęła baronowa.
— Przecież jestem... Czego pani chce?... — odparła nieco zarumieniona służąca.
— Ani mi się rusz z domu!... Oto ma pan... — mówiła baronowa — tak jest po całych dniach. A wieczorem chodzą do nich praczki... Panie — zawołała, składając pobożnie ręce — wygnajcie tych nihilistów, bo to źródło zepsucia i niebezpieczeństwa dla całego domu... Oni w trupich główkach trzymają herbatę i cukier... Oni kośćmi ludzkiemi poprawiają węgle w samowarze... Oni chcą tu kiedy przynieść całego nieboszczyka!...
Zaczęła znowu tak płakać, iż myślałem, że dostanie spazmów.
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.