piękne i pracuje na cały dom... Bo emerytura jej matki ledwie starczy na komorne...
— Ma matkę?
— Ma. Także dobra kobiecina.
— A ile płacą za lokal?
— Trzysta rubli — odpowiedział rządca — To, panie, jakbyśmy z ołtarza zdejmowali...
— Pójdziemy do tych pań — rzekłem.
— Z największą chęcią! — zawołał. — A co o nich plecie ta waryatka, niech pan nie słucha. Ona nienawidzi Stawskiej, nie wiem nawet zaco. Chyba zato, że jest piękna i ma córeczkę jak cherubinek...
— Gdzie mieszkają?
— W prawej oficynie, na pierwszem piętrze.
Nie pamiętam nawet, kiedy zeszliśmy ze schodów frontowych, a kiedy minęliśmy podwórko i weszliśmy na pierwsze piętro oficyny. Tak ciągle stała mi przed oczyma pani Stawska i Wokulski... Mój Boże! jakaby to była piękna para; ale i cóż z tego, kiedy ona ma męża. Chociaż, są to sprawy, do których najmniej miałbym ochoty mięszać się. Mnie się wydaje tak, im wydałoby się owak, a losowi jeszcze inaczej...
Los! los!... on dziwnie zbliża ludzi. Gdybym przed laty nie zeszedł do piwnicy Hopfera, do Machalskiego, nie poznałbym się z Wokulskim. Gdybym jego znowu nie wyprawił do teatru, on może nie spotkałby się z panną Łęcką Raz mimowoli
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.