— A młody on, czy stary? — badała dalej, przypatrując mi się jak sędzia śledczy.
— Widzisz przecie, że stary!... — odparł rządca.
— W średnim wieku... — wtrąciłem. (Oni, dalibóg, niedługo piętnastoletnich chłopców zaczną nazywać starymi).
— Są obie panie — mówiła służąca. — Tylo co do pani młodszej przyszła jedna dziewczynka wydawać lekcye. Ale pani starsza jest w swoim pokoju.
— Phy! — mruknął rządca. — Wreszcie... powiedz pani starszej...
Weszliśmy do kuchni, gdzie stała balia pełna mydlin i dziecinnej bielizny. Na sznurze, zawieszonym w pobliżu komina, suszyły się również dziecinne spódniczki, koszule i pończoszki. (Jak to zaraz znać, że w mieszkaniu jest dziecko!)
Zpoza uchylonych drzwi usłyszeliśmy głos już starszej kobiety.
— Z rządcą?... jakiś pan?... — mówiła niewidzialna dama. — Może to Ludwiczek, bo akurat śnił mi się...
— Nich panowie idą — rzekła służąca, otwierając drzwi do saloniku.
Salonik nieduży, koloru perłowego. Szafirowe sprzęty, pianino, w obu oknach pełno kwiatów białych i różowych, na ścianach premia Towarzystwa sztuk pięknych, na stole lampa ze szkłem w formie tulipana. Po cmentarnym salonie pani Krzeszow-
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/256
Ta strona została uwierzytelniona.