Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/260

Ta strona została uwierzytelniona.

przy których chwiał się czarny włóczkowy kwadracik.
— Proszę babci, nadejdzie zima i moja lalka nie będzie miała w czem wyjść na ulicę... Proszę babci, znowu mi spadło oczko.
(Prześliczne dziecko... Boże miłosierny! Dlaczego Stach nie jest jego ojcem. Może nie szalałby tak...)
Babcia, przepraszając nas, wzięła włóczkę i druty, a w tej chwili weszła do salonu pani Stawska...
Muszę sobie przyznać, że ja na jej widok, zachowałem się z godnością; ale Wirski zupełnie stracił głowę. Zerwał się z krzesła jak student, zapiął surdut jeszcze na jeden guzik, powiem nawet: zarumienił się i zaczął bełkotać:
— Pozwoli pani zaprezentować sobie: pan Rzecki, plenipotent naszego gospodarza...
— Bardzo mi przyjemnie — odpowiedziała pani Stawska, kłaniając mi się ze spuszczonemi oczyma. Ale silny rumieniec i ślad obawy na jej twarzy upewniły mnie, że nie jestem przyjemnym gościem.
„Poczekaj!“ myślę. I wyobraziłem sobie, że na mojem miejscu jest w tym pokoju Wokulski. „Poczekaj, zaraz ja cię przekonam, że nie masz się nas czego lękać“.
Tymczasem pani Stawska, usiadłszy na krześle, była tak zmięszana, że zaczęła coś poprawiać około sukienki swojej córeczki. Jej matka również straciła humor, a rządca kompletnie zbaraniał. „Po-