ski. — Dobre usługi przyjmuje się nawet od nieznajomych.
— Znajomość nasza — mówiłem, skarciwszy go wzrokiem — jest wprawdzie niedługa. Pozwolą panie jednak, ażebym nietyle ja, ile pan Wokulski, użył swoich wpływów do odszukania małżonka pani...
— Aaa!... — jęknęła starsza dama, w sposób, którego nie mógłbym uważać za objaw radości.
— Mateczko! — wtrąciła pani Stawska.
— Heluniu — rzekła babcia stanowczo — idź do swojej lalki i rób jej kaftanik. Oczko już znalazłam, idź...
Dziewczynka była trochę zdziwiona, może nawet zaciekawiona, ale ucałowała ręce babci i matce i wyszła ze swemi drutami.
— Proszę pana — ciągnęła staruszka — jeżeli mamy mówić szczerze, to mnie nietyle chodzi... To jest... nie wierzę, ażeby Ludwik żył. Kto przez dwa lata nie pisze...
— Mamo, dosyć!...
— O nie! — przerwała matka. — Jeżeli ty jeszcze nie czujesz swego położenia, to już ja je rozumiem. Nie można żyć z taką wieczną nadzieją, czy groźbą...
— Mamo droga, o mojem szczęściu i obowiązkach, ja tylko mam prawo...
— Nie mów mi o szczęściu — wybuchnęła matka. — Ono skończyło się w dniu, kiedy twój
Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/265
Ta strona została uwierzytelniona.