Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

mąż uciekł przed sądem, który dowiedział się o jakichś ciemnych jego stosunkach z lichwiarką. Że był niewinny, wiem, zato gotowa byłam przysiądz. Ale nie rozumiem ani ja, ani ty, poco on u niej bywał?...
— Mamo!... przecież ci panowie są obcy... — zawołała z desperacyą pani Stawska.
— Ja obcy?... — spytał rządca tonem wymówki; ale powstał z krzesełka i ukłonił się.
— I pan nie jesteś obcy i ten pan — rzekła staruszka, wskazując na mnie. — To musi być uczciwy człowiek...
Teraz ja ukłoniłem się.
— Więc mówię panu — ciągnęła staruszka, bystro patrząc mi w oczy — żyjemy w ciągłej niepewności co do mego zięcia i niepewność ta zatruwa nam spokój. Ale ja, wyznam szczerze, więcej boję się jego powrotu...
Pani Stawska zasłoniła twarz chustką i wybiegła do swego pokoju.
— Płacz sobie, płacz... — mówiła, grożąc za nią rozdrażniona staruszka. — Takie łzy, chociaż bolesne, lepsze są od tych, które codzień wylewasz...
— Panie — zwróciła się do mnie — przyjmę wszystko, co nam Bóg zeszle, ale czuję, że gdyby ten człowiek wrócił, zabiłby doreszty szczęście mojego dziecka. Przysięgnę, — dodała ciszej — że ona go już nie kocha, choć sama nie wie o tem,